Witam, to forum jest przeznaczone Avatar Legenda Aanga.

Forum o Avatar Legenda Aanga. Zapraszam do rejestracji.


#1 2010-04-07 18:46:07

 Devil

Pan Choboćków i Chomoboćków

19838366
Skąd: W domu ;D
Zarejestrowany: 2010-04-06
Posty: 117
Punktów :   
Żywioł/y: Wojownik
Imię: Picek
WWW

Północna Świątynia Powietrza

Retrospekcja

Świątynia powietrza, jest zamieszkała przez ludzi, którzy "kpią z grawitacji". 6 letni Wakai też kpił z przyciągania, był magiem powietrza, niczym nieróżniącym się od innych. Nie był jedynym magiem, który żył w tej Świątyni, bo był tam też jego mistrz i kilka innych magów. Świątynia jest duża, mnóstwo w niej roślin, które otaczają jej mury. Pewnego dnia, chłopak wstał z łóżka i postanowił polatać ze swoim lemurem, którego podarował mu jego dziadek, który mieszka w Plemieniu Wody. Wakai wziął swoją lotnie, wyszedł z pokoju, a lemur wyleciał przez okno. Zszedł długimi spiralnymi schodami po czym zakręcił parę razy lotnią, która się otworzyła. Rzucił ją wysoko po czym pobiegł za nią i wskoczył na nią. Lemur podleciał do niego i zrobił kilka piruetów. Chłopak zleciał na sam dół Świątyni po czym zawrócił i stanął na środku dużego placu. Pokręcił lotnią, która się schowała. Lemur siadł na jego lewym ramieniu i polizał po policzku. Wakai pogłaskał go po główce i rozglądnął się po placu. Były tam dzieci, które bawiły się w jakieś gry. Po chwili do chłopaka podszedł jego mistrz. Ubrany był w szatę maga powietrza (coś takiego jak miał Gyatso) i do tego naszyjnik, miał on trzy "ślimaczki" oznaczające znakomitego maga powietrza. Mężczyzna miał chudą twarz, małe uszy i mały nos. Wyglądał na jakąś trzydziestkę, jak to uważał Wakai. 
-Witaj, mistrzu.-Powiedział i ukłonił się. Mężczyzna poklepał go po głowię po czym pogłaskał jego lemura, który podważał pyszczkiem jego dłoń. Chłopiec uśmiechnął się i wyprostował całe ciało.
-Kiedy zaczniemy ćwiczenia?-Zapytał dociekliwie. Mistrz pokręcił głową i założył ręce na biodra. Uśmiechnął się i położył prawą rękę na jego prawym ramieniu. Odetchnął parę razy po czym wziął rękę z ramienia chłopaka i wsadził ją w rękaw, tak jak i drugą rękę. 
-Już możemy zacząć.-Powiedział po czym wyjął prawą rękę i wskazał palcem na górę. Była ona daleko, ale jeśli ktoś jest magiem powietrza to nie sprawiało to dla niego trudności. Nawet zwykli ludzie mogli się na nią dostać, przy pomocy lotni. Wakai pokręcił lotnią, która się otworzyła. Złapał za nią i podbiegł do barierki. Odbił się od niej (nie zatrzymując się), lemur poleciał za nim, a jego mistrz poszedł po lotnie. Mężczyzna wziął ją i poleciał na górę. Wakai zamknął swoją lotnie i stanął delikatnie na ziemi. Postawił jej koniec na ziemi, trzymając ją. Lemur również stanął na ziemi, podbiegł do chłopaka i usiadł przy nim.  Mistrz spadł na obie nogi, kucając przy tym i uśmiechnął się. Wstał i wyprostował się.
-Chcesz być prawdziwym magiem powietrza?-Mistrz zapytał, wiedział, że chłopiec odpowie "tak" lub "pewnie". Mężczyzna złożył skrzydła lotni po czym spojrzał się w niebo.
-Tak, i to bardzo.-Chłopiec odpowiedział i odwrócił się do niego. Mistrz jednym machnięciem lotni wytworzył ogromny wiatr. Lemur uciekł z góry i poleciał do pokoju chłopca, usiadł na jego łóżku i położył się, wypatrywał go w oknie.
-Co ty robisz?-Zapytał wściekły. Zmarszczył brwi i uświadomił sobie, że to pewnie jakiś test na maga. Wiele takich testów przechodził, ale nie aż na takim stopniu. Chłopak również przybrał postawę do walki i uderzył mocno kijem o ziemie. Mistrz zrobił lekki krok na bok, mężczyzna podbiegł do chłopca i próbował uderzyć go kijem, ale nie udało m się to. Wakai złapał lotnie i wyrzucił ją w dół góry. Mistrz uśmiechnął się i ukłonił. Oznaczało to "koniec walki" lub "koniec testu". Chłopiec również ukłonił się i podbiegł do mistrza.
-To był test, prawda?-Zapytał dociekliwie. Mężczyzna kiwnął głową, odwrócił się i  machnął ręką. Wakai dał mistrzowi lotnie. Mistrz poleciał do Świątyni, a jego samego zostawił. Chłopiec uznał, że jest to kolejny sprawdzian na jego magie. Użył magii i przeskakiwał z góry na górę. W taki sposób dotarł na plac. Złapał się barierki i wspiął się na nią. Zeskoczył i rozglądnął się po placu, w poszukiwaniu mistrza. Niestety, nigdzie go nie było. Chłopak podrapał się w tył głowy i poszedł do pokoju. Czekał na niego mistrz z wieścią, że zdał test i, że zostanie nowym, prawowitym magiem powietrza w tej Świątyni.
-Jak to? I to już?-Zapytał mistrza, zdziwionym głosem. Tatuaże powietrza zostają na całe życie, a ich malowanie bardzo boli, a przynajmniej tak mówili mu koledzy, którzy nie byli magami. Po kilku godzinach miał już swoje tatuaże i mógł się nimi pochwalić. Nie było wolno mu nigdzie wychodzić. Całe ciało miał w bandażach, ale mimo to uśmiechał się do swojego mistrza, bo przecież on też ma tatuaże. Chłopak westchnął i zasnął, obudził się za tydzień. Otworzył oczy i usiadł. Obejrzał swoje ręce, na których nie było bandaży. Wstał i podbiegł do lustra, które stało koło drzwi. Przejrzał się i położył rękę na głowię, na której nie miał swoich czarnych włosów. Przejechał ręką po twarzy i popatrzył na swoje ręce. Uśmiechnął się i położył się na swoim łóżku. Wtulił się w poduszkę i uśmiechnął się. Chłopak odsunął poduszkę i położył się prosto na łóżku. Podłożył ręce pod głowę i przechylił ją w stronę drzwi. Po kilku minutach, takiego leżenia ktoś zapukał do drzwi. Chłopak zerwał się i usiadł prostując swoje plecy. Miał nadzieje, że to jego mistrz, ale niestety. Była to wiadomość, o jego mistrzu, ale niedobra. Przyszedł mnich, który ogłosił mu ważną wiadomość: "Pana mistrz, pojechał do Wschodniej Świątyni Powietrza, doznał tam ogromnych okaleczeń, niestety, nie przeżył."- Gdy mnich to powiedział Wakai uznał to za głupi żart i zerwał się z łóżka.
-Co?! Chyba żartujesz...-Powiedział po czym założył ręce.
-Chcesz powiedzieć, że kiedy byłem nieprzytomny mój mistrz, zdążył pojechać do Wschodniej Świątyni i tam zginąć?-Zapytał po czym spojrzał się w dół. Mnich kiwnął głową po czym włożył ręce do swoich rękawów i odszedł. Chłopak rzucił się na łóżko i oparł się o ścianę. Ubrał swoją bluzę, buty i biorąc lotnie. Lemur usiadł na jego lewym ramieniu i polizał go po jego łysej głowię. Wakai wypuścił lotnie i pogłaskał lemura po główce. Uśmiechnął się i poszedł do "rady" mnichów mieszkających w tej Świątyni. Ukłonił się po czym wyprostował się i wydusił z siebie kilka słów.
-Czy naprawdę mój mistrz... Nie żyje?- Zapytał po czym smutno popatrzył się w prawą stronę.
-Niestety...-Odpowiedzieli razem.-Twój mistrz będzie zastąpiony nowym.-Powiedział najstarszy z nich.
Wakai zbierał w sobie odwagę by znów coś im powiedzieć, ale nie mógł. Nie chciał innego mistrza. Chłopiec oddalił się od nich, pobiegł do pokoju, wziął lotnie i poleciał w stronę Królestwa Ziemii. Zrezygnował jednak z ucieczki i wrócił do Świątyni.
Po dwóch latach...

Wakai został jednym z członków "rady". Był prawą ręką swojego mistrza, a był on nowym przewodniczącym "rady". Miał wszystko co chciał, lecz to go nie uszczęśliwiało. Chciał choć raz polecieć do Królestwa Ziemii. Zobaczyć grób swego dawnego mistrza. Po kilku dniach postanowił powiedzieć o tym mistrzowi. Wstał z samego rana z łóżka i ubrał się w swój nowy strój (taki jak ten http://www.musogato.com/avatar/cast-pics/gyatso.jpg oczywiście, twarz się nie zalicza, a i oczywiście jest mniejszy), założył naszyjnik i wyszedł ze swojego pokoju idąc w stronę pokoju jego mistrza. Wszedł do niego i usiadł po turecku. Położył ręce na nogi i odetchnął.
-Mistrzu, chciałbym wyruszyć w podróż.-Powiedział w pełnym panowaniu zamykając oczy. Mistrz uśmiechnął się i kiwnął głową.- To dobrze. Możesz wyruszyć.-Odpowiedział na jego pytanie. Chłopiec otworzył nagle oczy i wstał.
-Jak to? Przecież jestem mały, nie zatrzymasz mnie?-Zapytał. Mistrz pokręcił głową i zaczął przejeżdżać dłoniami po kwiatach. Wakai pobiegł szybko do pokoju i zmienił ubranie (na takie http://tintintwinkling.files.wordpress. … ng1071.jpg). Wziął swoją lotnie i pobiegł na plac. Lemur usiadł mu na ramieniu i rozglądał się. Podbiegł do barierki i pokręcił lotnią, która się otworzyła. Lemur wzbił się w powietrze i zleciał na dół. Chłopak złapał się lotni i też poleciał w dół. Zakręcił w stronę Bieguna i leciał w stronę niego. Pokręcił lotnią, która się schowała i spadł na dwie nogi, kucając przy tym. Wyprostował się, rozejrzał się w poszukiwaniu lemura, mały podleciał do niego i usiadł na jego głowię. Wszedł do niewielkiego namiotu, w którym mieszkała jego najlepsza przyjaciółka.
-Cześć.-Powiedział widząc zapracowaną dziewczynę.-Może Ci pomóc?-Zapytał. Podrapał lemura po grzbiecie i uśmiechnął się. Dziewczyna popatrzała się na niego dziwnym wzrokiem po czym wróciła do swoich poprzednich zajęć.
-Wiesz, jestem troszkę zajęta i nie potrzeba mi pomocy.-Powiedziała dalej robiąc to co robiła. Chłopak wyszedł z namiotu i rozłożył lotnię. Lemur zbiegł po nim na śnieg i przygotowywał się do lotu. Wakai wzleciał, zastanawiał się co teraz. Nie poleci przecież sam do Królestwa Ziemi. Wrócił do Świątyni. Poszedł do swojego pokoju rzucił swoim kijem i rzucił się na swoje łóżko. Lemur wleciał przez okno i położył się na łóżku koło chłopaka. Wakai wtulił się w poduszkę i zasnął.
Trzy lata później...

Wakai dostał zaproszenie na bal, z okazji jakiegoś wielkiego Święta. Nie obchodziło go to za dużo, bo miał ważniejsze sprawy do załatwiania. Interesowało go tylko gdzie to jest. Okazało się, że w Królestwie Ziemi, niedaleko Wschodniej Świątyni. Postanowił przyjąć zaproszenie. Wraz z mnichami wyruszyli w podróż. Po kilku tygodniach dotarli do Królestwa Ziemi. Chłopak rozglądał się niespokojnie.
-Isashi, gdzie jest Wschodnia Świątynia Powietrza?- Zapytał, wciąż rozglądając się niespokojnie.
-Wybacz, ale nie wiem.- Odpowiedział, a na jego wypowiedzenie Wakai westchnął i przestał się rozglądać, jego wzrok przykuła ziemia. Misi wrócili do Świątyni. Wakai został i postanowił poszukać Świątyni.

Koniec retrospekcji.

Po sześciu godzinach ciągłego lecenia, dotarł do Północnej Świątyni Powietrza. Lemur siedział na jego plecach. Nie przeszkadzało to chłopcu. Rozglądnął się po czym uśmiechnął się i zamknął oczy, które otworzył, ponieważ mógł wlecieć w górę.
-Mały, to już. Jesteśmy w domu...-Powiedział do lemura, który rozglądał się, leżąc na plecach chłopaka. Wakai wylądował na placu, na którym nie było żadnego nomada, tylko zwykli ludzie. Lemur w momencie, w którym chłopak stanął na ziemi, zszedł na ziemie, po jego nogach. Wakai pokręcił lotnią, która się zamknęła. Ludzie, którzy byli na placu, patrzeli się na niego ze zdziwieniem. Nie wiedział dlaczego. Rozglądnął się po stojących przed nim ludziach, znał tylko nie których.
-Em...-Powiedział patrząc się na nich. Odwrócił głowę w stronę ziemi, patrząc na lemura, który również czuł się dziwnie. Wystawił lewą rękę do przodu, tak żeby lemur mógł na nią wejść. Zwierzak wszedł na jego lewe ramię i dalej się rozglądał. Chłopak szedł powoli rozglądając się, gdy tyko wszedł w "uliczkę", którą zrobili, by mógł wejść do świątyni. Kompletnie nie wiedział co oni od niego chcą. Nie miał zamiaru pytać, bo pewnie nie odpowiedzą. Wszedł do pomieszczenia, które było ogromne. Ruszył w kierunku spiralnych schodów. Wszedł na nie i powoli wchodził na górę. Gdy wszedł na górne piętro, rozglądną się. Nie pamiętał już tak dobrze tego miejsca, bo dawno temu tu był. Znów wszedł na schody po czym wszedł na ostatnie piętro, otworzył drzwi, które prowadziły do korytarza. Zamknął drzwi, wchodząc do korytarza. Rozglądnął się i już wiedział gdzie jest. Szedł w lewą stronę, skręcił w prawo i wszedł do kolejnych drzwi. Siedział tam jego mistrz. Uśmiechnął się do niego. Zmienił się bardzo, pierwsza myśl chłopaka to, że to nie jest jego mistrz, ale się mylił.
-Witaj, Wakai'u.-Mistrz ukłonił się, wkładając rękę w rękawy.
-Witaj, mistrzu.-Chłopiec również się ukłonił. Wyprostowali się obydwaj, jednocześnie. Uśmiechnęli się do siebie.-No, to co to za sprawa?-Zapytał. Mistrz zamknął na chwile oczy, ale bardzo szybko je otworzył.
-Muszę sprawdzić czego się nauczyłeś, potrenować z tobą...-Odpowiedział na pytanie chłopaka.
-Aha, no to... Zaczynajmy.-Powiedział po czym uśmiechnął się. Prawą rękę wystawił przed siebie, a lewą miał przy lewym boku. Lemur wbiegł po jego nogach i usiadł na miękkim krześle mężczyzny. Mistrz położył prawą rękę na głowie chłopaka,  na jego strzałce i odepchnął go. Ten uderzył w drzwi, że było to słychać po całym korytarzu.
-Ała...-Powiedział po czym prawą rękę położył na plecy. Drzwi, lekko pękły, ale chłopak miał tylko lekkiego siniaka. Mistrz zawsze tak traktował trening - na poważnie.
-Zamierzasz tak ćwiczyć?-Zapytał patrząc na chłopaka i zakładając ręce. Wakai tylko pokiwał głową i wstał, mimo bolących pleców. Ból powoli przechodził.
-Albo nie.-Powiedział łapiąc się za plecy. Wyszedł z pokoju, zmierzył do swojego dawnego pokoju. Otworzył do niego drzwi, nie trzymając się za bok. Rozglądnął się po nim, wchodząc do środka. Zamknął za sobą drzwi. Rzucił się na łóżko, puszczając przy tym kij i wtulił się w swoją poduszkę. Pokój jak stał, tak stał. Wakai usiadł na nim i zdjął swoją bluzę. Położył ją koło siebie i wziął kij do ręki. Wstał, podpierając się o niego. Poszedł wolnymi krokami do pokoju mistrza. Wszedł do niego.
-Już jestem gotów.-Powiedział do mistrza. Mężczyzna pokazał pale, które stały na zewnątrz. Wakai zeskoczył z okna, otwierając lotnie. Przy samej ziemi wzbił się w górę i wleciał na jeden z pali. Mistrz, nie spieszył się. Wszedł bardzo wolno na pal, stojący na przeciwko Wakai'a. Zdjął swoją bluzę i rzucił ją na dół.
-Wyrzuć kij.-Powiedział do nomada. Ten wyrzucił kij na dół. Obaj przybrali postawę do walki. Plecy Wakai'a były lekko czerwone, a ból ustał. Mężczyzna podskoczył i wyciągnął prawą nogę na przód. Próbował trafić chłopaka. Ten blokował jego kopnięcia. Przy którymś uderzeniu, chłopak stracił równo wagę i prawie spadł by na ziemie. Złapał się drugiego z palów i wskoczył na jego czubek. Mistrz przeskoczył na inny, ostro zakończony. Stał na nim prawą nogą, trzymając równowagę. Wakai zgromadził siłę w swojej prawej ręce i prawie uderzył mistrza w twarz. Ten wygiął mu rękę i spiął ją pasem, swoich spodni. Chłopak zrobił pół obrót, gdyż całego nie udało mu się zrobić, ponieważ był przy mistrzu. Kopnął go tak mocno, że spadł na ziemie. Zeskoczył za nim i stanął koło niego. Mężczyzna stanął na ziemi, wspomógł się magią. Wakai wyciągnął prawą rękę w górę i rozciągnął lewy bok. Tak samo zrobił z prawym bokiem, tylko wyciągnął lewą rękę. Stanął już prosto, uśmiechnął się łobuzersko, a w tym momencie jego szare oczy rozbłysły niespodziewanie. Chyba lubił jak ktoś przegrywa, a nie walczył z byle kim, tylko z najwyższym, najlepszym magiem powietrza jaki stąpał po świecie... No może nie po świecie, ale jest naprawdę dobry.
-Bardzo dobrze...-Mistrz pochwalił nomada, który pewnie chciałby się przechwalać swym zwycięstwem. Mężczyzna zrobił to specjalnie lub nie. Mężczyzna cisnął w niego bardzo silnym strumieniem magii powietrza. Chłopak nie spodziewał się tego, nie widział kiedy zaatakował. Jego ręce były w rękawach. Wakai uderzył o jeden z filarów, na których walczyli. Chłopak nie miał koszulki, więc mógłby sobie poranić ciało. Mistrza nie obchodziło to za bardzo, miał tylko wypróbować jego umiejętności. Wiedział, że chłopakowi nic się nie stanie. Młody nomad spadł z wysokości 2 metrów, na ziemie, która była "wysypana" kamieniami, które zostawiały na jego skórze niewielkie ślady. Chłopak podniósł się leniwie, opierając się rękoma ziemi. Złapał się za bok.
-Aał... - Powiedział po czym wypuścił powietrze z płuc i zgiął się w pół. Wyprostował się spuszczając rękę wzdłuż ciała. Przyjął znów postawę do walki i zgromadził swoją siłę w prawej ręce. Powietrze zagarnęło do siebie kilka małych, ostrych kamyczków, by atak dał rezultaty. Używał pierwszy raz takiego czegoś. Rozbiegł się i uderzył mistrza w brzuch. Nie udało mu się sparować ciosu, gdyż chłopak był bardzo szybki. Mistrz odleciał na zaledwie 4 metry. Miał lekkie zadrapania na swoim brzuchu. Cóż, on nie przejmował się życiem Wakai'a, Wakai nie będzie się przejmował jego życiem. Chłopak miał takie wrażenie, że już go wcale nielubi. To jego jedyna rodzina, którą zna. Młody nomad, widział tylko podbiegającego mistrza, dalej to tylko ciemność...
Po 4 tygodniach...   

Wakai nie wiedział co się stało, miał tylko niewielkie bóle głowy, rąk i prawej nogi. Najbardziej bolały go plecy, które cały czas przeszywały go bólem, nie do opisania. Gdy Wakai się obudził, nie wstawał z łóżka, rozglądał się tylko swoimi szarymi oczami, po pokoju. Cicho jęknął po czym usiadł na łóżku. Na swoim chudym brzuchu miał zawiązany bandaż, który przechodził przez jego lewe ramię. Był mocno zaciśnięty i lekko pobrudzony z tyłu od krwi. Łóżko, też było pobrudzone. Chłopak nie miał o niczym pojęcia. Złapał się lekko za lewy bok i zamknął oczy, marszcząc przy tym brwi. Jego głowa skierowana była w drewnianą, szarą podłogę. Otworzył oczy i znów rozglądnął się po pokoju. Próbował wstać z łóżka, na daremno. Znów poczuł ból, z tyłu pleców. Wakai położył się na łóżku, podłożył pod głowę ręce i zgiął prawą nogę, lewą miał lekko zgiętą. Gdy chłopak leżał, ból tak mu nie dokuczał. Po kilku minutach leżenia, do chłopaka przyszedł mnich. Przyniósł całkiem sporą apteczkę.
-Witaj. Widzę, że się już obudziłeś.-Powiedział do chłopaka mnich. Uśmiechając się do niego.
-Witaj, tak.-Wakai odpowiedział mu, patrząc się na niego kątem oka. Nie uśmiechał się, bo nie miał do tego powodu.
-No, teraz musisz usiąść.-Mnich wziął pobliskie krzesło i usiadł na nim, przysuwając je blisko łóżka Wakai'a.
Chłopak kiwnął głową po czym usiadł, nie sprawiało mu teraz to problemu. Mnich wyciągnął całkiem spory bandaż. Zdjął Wakai'owi stary, zakrwawiony. Nomad spojrzał się na krew, która była na jego bandażu. Otworzył szeroko oczy i popatrzał w bok. Mnich wyciągnął jeszcze coś, podobne do waty.
-Schyl się, jeśli możesz.-Powiedział do nomada. Chłopak z trudem zgiął się, a mnich położył mu na jego wielką ranę, coś podobnego do waty, nalał coś na nią, jakiś środek przeciw bólowy. Zawiązał ciało bandażem, tak samo, jak było przedtem. Chłopak przez cały czas miał zamknięte oczy. Mnich spakował swoją apteczkę i oddalił się. Wakai otworzył oczy i rozglądnął się po pokoju. Nie bolały go plecy. Wstał, podpierając się o kolana. Jego spodnie, były poszarpane do kolan. Nie było butów. Zastanawiał się co się stało. Miał nadzieje, że mistrz tego nie zrobił. Wstał poszukał po szafkach, niestety ubrań nie było. Wziął swoją lotnie i szedł podpierając się o nią. Otworzył drzwi i wybiegł na korytarz, nadal się o nią podpierając. Wszedł do pokoju mistrza, zamknął drzwi i rozglądnął się. Mistrz, siedział sobie jak gdyby nigdy nic i uśmiechał się szyderczo. Był dziwny, od jego przyjazdu.
-Czemu się tak cieszysz, o mało mnie nie zabiłeś! Jesteś chory!-Krzyknął do niego przez zęby. Nie miał powodu do uśmiechania się, kochał go, a on o mały włos go nie zabił. - Czemu to zrobiłeś, masz pojęcie o tym, że mógłbyś mnie zabić?... - Tutaj spojrzał się w ziemie. - Ale pewnie ciebie to nie obchodzi, jesteś przecież jak król, a takich jak ty nic nie obchodzi...-Dodał ciszej. Zacisnął swój kij mocniej i zamknął oczy, gdyż ból powracał, przeszywając plecy i prawą rękę.
-Gdzie są moje rzeczy?-Zapytał patrząc się ze zmarszczonymi brwiami na swoim mis... Na mężczyznę. Nie miał już ochoty nazywać go mistrzem i do tego jego rodziną.
-Uspokój się, to był tylko trening. Nie potrzebujesz już ich. - Powiedział do niego. Pokazał palcem na szafę, w której wbudowane było lustro.
-Co?! Tylko trening, prawie mnie zabiłeś! Jak to, nie potrzebuje?-Zapytał, półkrzykiem. Spojrzał się na szafę. Gdy podchodził do otwartej szafy, zobaczył swoje odbicie w lustrze. Spojrzał na nie. Popatrzył w nie ze zdziwieniem. Położył prawą rękę delikatnie na głowie, puszczając kij. Miał krótkie czarne włosy, przez które nie widać było jego tatuaży, tylko lekko jego strzałkę. Odwrócił się do mistrza, rzucił mu wrogie spojrzenie.
-Ile ja spałem? A zresztą. - Powiedział do niego. - Nie chce Cię znać... - Dodał jeszcze ciszej. Schylił się i wziął swój kij. Złapał się lewą ręką za bok i zamknął oczy. Wyprostował się. Mężczyzna założył nogę na nogę i patrzył się na cierpienie Wakai'a, z radością patrzył na to. Chłopak marzył, żeby ktoś wreszcie pozbawił go szefostwa, całej świątyni. Mężczyzna uśmiechnął się łobuzersko, gdy Wakai znów zgiął się w pół. Był dla niego wredny. Od jego przyjazdu zachowywał się dziwnie, jakby chciał go zabić, ale nie udawało mu się to.
-Zabierz ze Świątyni swoje rzeczy i wyjedź z tond jak najszybciej.-Powiedział, wstając ze swojego krzesła. Nie wiadomo gdzie był lemur, może go zabili, może nie. Chłopak popatrzał się na niego i przejechał opuszkami palców po swoim lewym poliku, gdzie był kolejny bandaż. Wyszedł z jego pokoju, zmierzając ku schodom. Odwrócił się w lewą stronę i wszedł do swojego pokoju, zabrał płaszcz koloru pomarańczowego i ubrał się w go. Wyszedł z pokoju i stanął przy schodach. Zbiegł z nich, podpierając się kijem. Zapiął płaszcz na jeden guzik po czym wyszedł z świątyni. Ludzie, którzy byli na zewnątrz, nie patrzyli się już na chłopaka, a w ręcz przeciwnie. Unikali go. Pokręcił lotnią i wzbił się w powietrze. Wylądował na zimnym śniegu. Szedł po nim lekko. Wszedł do jednego z dużych budynków. Była tam jego najlepsza przyjaciółka.
-Cześć.-Powiedział do niej, siedzącej przy małym drewnianym stoliku. Z trudem usiadł na przeciwko niej, ponieważ całe plecy go bolały, a przez bandaż powoli widać było krew, która ciekła z jego rany.
-Witaj!- Krzyknęła po czym wstała i podbiegła do chłopaka, widząc jego stan nie przytuliła się do niego. - Masz włosy.-Powiedziała i poszturchała go po nich. Chłopak zmarszczył brwi i złapał rękę dziewczyny, spuścił ją w dół.
-Tak, mam. Przyszedłem tylko się przywitać, bo jestem tu przelotnie, już wracam do domu...-Powiedział po czym wyszedł, jakoś nie miał ochoty na pogawędkę. Zawsze gdy przylatywał do świątyni, wpadał tu. Jego nogi, stawały się zimne. Pokręcił lotnią po czym wzleciał w powietrze. Jego ból, był nie do wytrzymania. Leciał w kierunku Ba Sing Se.


http://img403.imageshack.us/img403/2623/fgray.jpg

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.ez20092010.pun.pl www.gwardiaset.pun.pl www.se-k800i.pun.pl www.indygo.pun.pl www.pazdziernik2008.pun.pl